MEDIA O NAS

Montaż na planie daje inne spojrzenie – z pierwszej linii frontu. Jestem przekonany, że w wielu wypadkach tam, gdzie byłem na planie, to bardzo pomogło, a autorzy zdjęć to dostrzegali. Chodzi o to, żeby jak najwcześniej wiedzieć – udało się czy nie? Nie znam operatora, którego to nie interesuje – zawsze chcą oglądać, przychodzą do montażowni, dyskutują. Montując na planie w czasie zdjęć, natychmiast wchodzimy na poziom współpracy, stajemy się partnerami. Uważam, że to najlepsza konfiguracja. Wtedy jestem cały czas blisko, mogę podejść do operatora, pokazać mu scenę, poprosić o dokręcenie czegoś, co jest mi potrzebne. Oczywiście, to nie zawsze jest możliwe – mamy mało czasu, zmieniamy lokacje. Kluczowa jednak jest komunikacja i otwartość.

Podejrzewam, że Andrzej Jakimowski już nigdy nie zrezygnuje z montażowni na planie. Tak było przy "Sztuczkach", tak było przy "Imagine". Myślę, że to słuszna droga, która pomaga filmowi. Jest też oczywiście droga zupełnie inna. Materiał trafia do ciemnego pokojuw ręce osoby ze świeżym spojrzeniem. Czysta forma pierwszego dotknięcia montażowego. To też ma swoje dobre strony. Montażysta, który widział, jak powstawały poszczególne ujęcia, zostaje obciążony wydarzeniami na planie, trudnością realizacji, oczekiwaniami. Na przykład w "Imagine" jest scena, w której niewidomy Ian chodzi po nabrzeżu portowym. Byłem na planie i widziałem jej realizację – zdjęcia nocne, ekipa wieszała kamerę kilka godzin, aby była wysoko i wykonała odpowiedni ruch. Ocean odpłynął, przepaść w wodę na kilka metrów, aktor chodzi 20 centymetrów od wysokich portowych brzegów bez żadnych zabezpieczeń. Wszystko kręcone w wielkim napięciu. I jak mam wyciąć coś takiego?

Wyciąć czy nie wyciąć – sprawa motylka

Czasem jest tak – tutaj odkrywam największą tajemnicę naszej współpracy – że przychodzenie operatorów do montażowni rodzi konflikty. Oczywiście, jedna i druga strona myśli o filmie, chce dla niego jak najlepiej, ale każdy szuka czegoś innego. Montowałem kiedyś film, gdzie operator wykorzystał bardzo długie jazdy – kilku dziesięciometrowe, ułożone w trudnym terenie w lesie. Tych ujęć było pięć, każde bardzo długie. W pierwszej układce wykorzystałem z każdego ujęcia tylko fragment, co w efekcie dało długość około jednej minuty. Po projekcji się okazało, że operator myślał, iż każda z tych jazd zostanie wykorzystana w całości. Uważał, że nie można ich mieszać, bo mają inny rytm. Łącznie złożyłyby się na pięć minut filmu. Bywa tak, że są genialne mastershoty, które mogą trwać kilka minut – wszystko wspaniale zagrało, człowiek patrzy z zachwytem i jest przekonany, że nigdzie nie można zrobić cięcia. W takiej sytuacji jednak najwyższym dobrem jest film i jego dramaturgia. W tym konkretnym przypadku zdecydowałem, że film należy zmontować inaczej. Operator zrobił nieziemską awanturę, a cała sytuacja skończyła się odsądzeniem mnie od czci i wiary. Niesmak pozostał bardzo długo. Co ciekawe – na ekranie z tych pięciu ujęć reżyser zostawił tylko flesze – pięć razy po sekundzie. Ostatecznie cała scena trwała kilka sekund.

Skazany na Bluesa

Oczywiście, konflikty mogą działać na korzyść filmu. Tam, gdzie jest konflikt, rodzi się coś nowego. To działa motywująco i mimo że następuje krótkotrwały rozlew krwi, film zyskuje. Dlatego czasem warto się boksować. Jedną z najcudowniejszych scen boksu miałem z Adasiem Bajerskim przy „Sztuczkach”. To była paromiesięczna walka o jedno ujęcie. W kawiarence na prowincjonalnej stacji kolejowej siedzi ojciec bohatera, pije kawę i podrywa kelnerkę. W tym czasie chłopczyk po bokach schodków ustawia żołnierzyki. Kamera odjeżdża od bardzo bliskiego planu drzwi kawiarni aż do planu ogólnego, w którym widać cały budynek stacji. To ujęcie trwało kilkadziesiąt sekund. Zanim jednak kamera ruszyła, w bliskim planie przez kadr przeleciał biały motylek. Wzlatywał do góry, opadał na dół i zawijając ruch wyleciał po przeciwnej stronie kadru. Zrobił to tak filuternie, jakby poproszono go, aby w tym właśnie ujęciu zagrał rolę motyla. Czysta poezja. Problem polegał na tym, że coś zaabsorbowało ekipę i po pojawieniu się motylka kamera jeszcze przez kilka sekund stała w miejscu. W tym czasie w kadrze nic się nie działo.